Teatr JESZCZE, czyli o sile płynącej z teatru
Terapeutyczna moc teatru zdecydowanie nie jest nową koncepcją. Że to więcej niż teoria i w jaki sposób działa w praktyce, po raz kolejny przekonałam się całkiem niedawno, kiedy spotkałam nauczycieli z Teatru JESZCZE. Tworząc spektakl „MY, LUDZIE PANDEMICZNI”, zmierzyli się nie tylko z traumą pandemii, ale także m.in. ze swoimi trudnymi doświadczeniami w życiu zawodowym.
Jedność w różnorodności
Ta szczególna szesnastka zaczęła spotykać się w grudniu zeszłego roku na warsztatach teatralnych dla nauczycieli zorganizowanych przez Warszawskie Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń. Są wśród nich nauczyciele w różnym wieku, uczący różnych przedmiotów: polskiego, angielskiego, muzyki, biologii, nauczyciele przedszkolni, pedagodzy, instruktorzy kół teatralnych, nauczyciele ze szkół publicznych i niepublicznych. Wspólnym mianownikiem jest tu miłość do teatru i praca na terenie Warszawy.
Warsztaty prowadziła Natalia Fijewska-Zdanowska, scenarzystka, reżyserka, instruktorka teatralna współzałożycielka Teatru MŁYN. Niespełna trzy miesiące intensywnej pracy sprawiły, że ci – w większości obcy sobie ludzie (choć niektórzy znali się już z wcześniejszych kursów i warsztatów z Natalią) – poczuli się ze sobą na tyle dobrze, bezpiecznie i blisko, by chcieć dalej występować razem. Nie zamierzają poprzestać na jednym spektaklu. Nie bez kozery wybrali dla siebie nazwę Teatr JESZCZE.
Jeszcze nazwa…
– Potrzebowałam nazwy dla naszej grupy na Messengerze i jakoś nie chciałam nazywać nas po prostu „Teatrem Nauczycieli”, więc napisałam „Teatr Nauczycieli (Jeszcze)” w znaczeniu, że jeszcze jesteśmy nauczycielami, choć wielu naszych kolegów teraz odchodzi z zawodu i my też na co dzień mierzymy się z tą myślą… – mówi Asia, członkini grupy. – Nazwa została podchwycona i okazało się, że daje duże pole do interpretacji…
JESZCZE trwa pandemia.
Ale JESZCZE żyjemy.
JESZCZE będziemy sławni.
JESZCZE się dorobimy – grupa ze śmiechem wymienia kolejne znaczenia.
Ale prawda jest taka, że codzienna walka o wytrwanie w zawodzie toczy się naprawdę. Ludzie, którym nie jest obojętne, którzy na 200 procent angażują się w swoją pracę, czują się często nadmiernie eksploatowani, a prawie zawsze niedocenieni.
– Nie szanuje się naszego zaangażowania, dlatego odchodzimy – mówi anonimowo członkini grupy.
– Jest tak dużo dokumentacji, „papierologii”, że kontakt z uczniem schodzi na drugi plan, a przecież to relacje są najważniejsze – dodaje inna osoba.
Rany, kuracja, zmiany
Udział w warsztatach, tworzenie spektaklu na prawdziwej scenie teatralnej to dodatkowe, wymagające czasu i poświęceń przedsięwzięcie, które jednak jest też rodzajem troski o siebie, powrotem do własnych, czasem uśpionych, pasji, elementem osobistego rozwoju, który daje także siłę do zmian w życiu osobistym i zawodowym.
– Jestem nauczycielem muzyki i rytmiki, pracuję łącznie w sześciu placówkach – wylicza Krysia. – Nasze spotkania są dla mnie w jakiś sposób terapeutyczne, naprawdę lubię na nie przychodzić, ładuję tu baterie. Muszę powiedzieć, że ta grupa dała mi nawet energię, by zrezygnować z pracy w jednym miejscu, z którym współpraca była dla mnie trudna, wyniszczająca.
Gosia dodaje:
– Ja zaczęłam punktualnie wychodzić ze szkoły, nie zostawać po godzinach. Mała, ale ważna rzecz.
– Nie jest przypadkiem, że teatr w Epidauros został zbudowany dla żołnierzy rannych w wojnie peloponeskiej. Tam ludzie się po prostu leczyli – podsumowuje Beata, koordynatorka projektu ze strony Warszawskiego Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń, którą także możemy oglądać na scenie w spektaklu „MY, LUDZIE PANDEMICZNI”.
Skąd siła?
Temat spektaklu: pandemiczna trauma, wyszedł od Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej, ale złożyły się na niego zebrane historie i sceniczne improwizacje.
– Scenariusz jest wynikiem pracy grupy i wrażliwości samej Natalii – opowiada Asia – Zaczęliśmy od prostych ćwiczeń, rozgrzewających nasze ciała, głos i… kreatywność. Dużo też po prostu siedzieliśmy i gadaliśmy, a nasze doświadczenia z pandemii, weszły do tekstu scenariusza. Bardzo czekaliśmy na jego ostateczną wersję i potem z radością odkrywaliśmy, jak nasze opowieści zostały w niego wplecione. Dlatego ten spektakl jest nasz, wspólny. Zresztą nie przychodzi mi na naszą grupę żadne lepsze określenie niż „wspólnota”, nawet jeśli brzmi to trochę górnolotnie. My się po prostu lubimy, lubimy tę atmosferę pracy i to chyba widać w tym spektaklu.
My się po prostu lubimy, lubimy tę atmosferę pracy i to chyba widać w tym spektaklu.
Dla Gosi, która przed laty kończyła ognisko teatralne Machulskich przy Teatrze Ochoty warsztaty były z jednej strony powrotem do własnych scenicznych doświadczeń, z drugiej wejściem w cudze buty:
– Choć sama w pandemii raczej odpoczęłam, praca nad spektaklem pozwoliła mi zrozumieć takie stany emocjonalne, jak lęk, niepokój, poczucie zagrożenia, które wielu osobom towarzyszyły w tym czasie.
Dla Arka, i dla wielu innych członków zespołu stanięcie na prawdziwej scenie teatralnej to przede wszystkim spełnienie ważnego życiowego marzenia, które daje ogromną satysfakcję i przekłada się także na inne aspekty życia. Także pracę nauczyciela, bo łatwiej zrozumieć ucznia, który ma się nauczyć długiego tekstu, czy życie rodzica, gdy dzieci dostrzegają, że rodzic robi coś ważnego dla siebie i jest szczęśliwy…
Premiera „MY, LUDZIE PANDEMICZNI” odbyła się 5.03. Spektakl zobaczyć można dziś jeszcze (sobota 12.03) w Starej Prochowni, ale organizatorzy wraz z zespołem aktorskim myślą już o kolejnych pokazach. Czekam z niecierpliwością.
Agata Madaj