Krzysztof Kiersznowski – wspomnienie
Pierwsze spotkanie z Krzysztofem
Krzysztof Kiersznowski. Pierwszy raz spotkaliśmy się w 2013 roku w kawiarni na Placu Konstytucji. Miało to być krótkie spotkanie na temat ewentualnej współpracy, a było kilkugodzinną rozmową – o życiu. Mimo to Krzysztof nie chciał przyjąć roli w moim spektaklu. Nie był przyzwyczajony do głównych ról. I do tego do grania w spektaklach muzycznych.
Zmiana scenariusza
Dla niego przerobiliśmy scenariusz, tak, żeby nie musiał śpiewać. To była trudna rola. Wiedziałam, że nikt nie zagra tego tak, jak On.
Praca nad DRAKĄ była dla mnie, jako reżyserki, jednym z najważniejszych doświadczeń teatralnych. Postać, którą stworzył w DRACE była tak wielowymiarowa i prawdziwa, że za każdym razem wznawiając spektakl czułam wzruszenie. I wdzięczność.
Bo Krzysztof był przede wszystkim genialnym aktorem. Miał bezbłędne wyczucie naturalności. Miał intuicję i empatię, które pozwalały mu na budowanie nieograniczonej głębi psychologicznej. Na scenie był nie tylko postacią, był całym sobą, wnosił taki rodzaj obecności, który daje poczucie sensu. Był niezwykle skromny. Nie wiem, czy zdawał sobie sprawę z ogromu swojego talentu.
Chodziło o relacje
W teatrze chodziło nam o to samo – o prawdę. I o spotkanie z drugim człowiekiem. I o to, żeby zmieniać świat na lepsze, choćby trochę, tyle, ile się da. Potrafił angażować się zupełnie bezinteresownie, pomagać tak po prostu. Nie myślał o swoich korzyściach. Naprawdę myślał o innych. Wciąż się czymś martwił. Był bardzo delikatny. Obserwował świat i próbował go rozumieć. Martwił się też problemami Teatru MŁYN. Jak tam “nasze” sprawy? – pytał za każdym razem, kiedy się widzieliśmy.
Pracowaliśmy razem przy dwóch spektaklach – DRAKA (2013) i ARTYSTA (2015).
Kawałek Teatru MŁYN
Chciałam zaprosić go do kolejnych ról. Myślałam, że napiszę dla niego sztukę o wojnie. Bo wojna była dla niego (tak jak dla mnie) odziedziczoną po przodkach traumą, do której wracał i z którą wciąż się rozliczał. Myślałam, że przejdziemy przez to rozliczenie wspólnie. Ale nie zdążyłam.
Razem z Krzysiem odszedł kawałek mojego Teatru. Naszego Teatru. Dziękuję Ci, Krzysiu, za wszystko. Praca z Tobą była dla mnie zaszczytem.
Natalia Fijewska-Zdanowska