Zatrzymać się, usłyszeć i pójść za wyobraźnią – Zuzanna Fijewska-Malesza o premierze słuchowiska SŁONIK I JEGO PRZYJACIELE Z PRZEDSZKOLA
“My jako rodzice mamy czasem takie złe przyzwyczajenia: moje dziecko słucha, to jeszcze dam mu kartkę, żeby sobie porysowało, albo książeczkę, to mu zajmie ręce, żeby już na pewno przez chwilę się skoncentrowało. A właśnie nie!”
Teatr MŁYN: W najbliższy piątek, 6 marca, swoją premierę w Audiotece będzie miało nowe słuchowisko Fundacji Artystycznej Młyn „SŁONIK I JEGO PRZYJACIELE Z PRZEDSZKOLA”. Do kogo jest adresowane?
Zuzanna Fijewska-Malesza: Adresowane jest do „średniaków”, czyli do dzieci, które drugi rok chodzą do przedszkola. Naszą ideą jest stworzenie serii słuchowisk, które są bliskie bardzo konkretnej grupie wiekowej i odpowiadają na konkretną jej potrzebę. „Wiek przedszkolny” jest pod wieloma względami zbyt szerokim pojęciem, bo jest to chyba jedyny taki okres w życiu, kiedy z każdym rokiem wiąże się ogromna zmiana i ogromny rozwój. Nasze pierwsze słuchowisko z serii o Słoniku, pod tytułem „JAK SŁONIK POLUBIŁ CHODZENIE DO PRZEDSZKOLA”, które wydane było w zeszłym roku, dotyczyło problemów trzylatków. Ale czterolatek to jest już ktoś zupełnie inny niż ten trzylatek, rok wcześniej, i ktoś inny niż pięciolatek za rok. Każdy taki rok to bardzo ważny, charakterystyczny moment w życiu dziecka. „SŁONIK I JEGO PRZYJACIELE Z PRZEDSZKOLA” opowiada o momencie, gdy dziecko zaczyna zauważać siebie i zauważać swoich rówieśników, a zarazem odkrywa, że czasem trzeba słuchać pani, gdy człowiek akurat miałby ochotę się pobawić, albo smuci się, bo nie zrobił czegoś jako pierwszy. Nasze słuchowisko pomaga czterolatkom poradzić sobie z tymi wszystkimi emocjami. Aczkolwiek myślę, że zarówno dzieci trzyletnie, jak i pięcioletnie, też chętnie tego wysłuchają. Słonik z całą pewnością nadaje się do słuchania z rodzeństwem i całą rodziną.
TM: Prywatnie sama jesteś mamą. Czy te słuchowiska rosną razem z Twoim synem? Pamiętam, jak opowiadałaś, że pierwsza część „JAK SŁONIK POLUBIŁ CHODZENIE DO PRZEDSZKOLA” powstała z opowiadań, które układałaś właśnie dla swojego synka, on był ich pierwszym słuchaczem. Tym razem też uczestniczył w tworzeniu Słonika?
ZFM: Ignac jest zawsze o rok starszy od Słonika. Zawsze jest taki rok, kiedy obserwuję sobie mojego syna, sama doświadczam tego, co się z nim aktualnie dzieje, powstają opowiadania, które dopiero mniej-więcej rok później stają się słuchowiskiem. Ale na pewno Słonik ma wiele wspólnego z Ignacym. Mój synek jest dla mnie taką zaskakującą postacią, która ma bardzo żywy temperament i, podobnie jak Słonik, nie zawsze jest „grzeczna”, w takim potocznym, przedszkolnym tego słowa znaczeniu, w związku z czym spotyka się z wieloma problemami. Dlatego też, razem z współtwórcami tego słuchowiska, postawiliśmy sobie za cel stworzyć bajki dla dzieci, które są „temperamentne”, emocjonalne i na co dzień muszą sobie ze swoim temperamentem radzić, odnaleźć się z nim w rzeczywistości, w codziennych sytuacjach. Jakie to sytuacje? Np. złość, że nie jestem pierwszy, dzieci w tym wieku naprawdę mogą nie lubić przegrywać i mówienie dziecku: „Nie złość się!” nie ma tu sensu. Ono może się złościć, a my próbujemy się razem zastanowić, co zrobić z tymi emocjami, co zrobić z chęcią wygrywania. I wydaje mi się, że to nam się udało, że to słuchowisko naprawdę odpowiada na potrzeby silnie doświadczających swoich emocji dzieci.
TM: Twoim zdaniem słuchowiska jako takie, nie tylko Słonik, mogą jakoś szczególnie wpływać na rozwój maluchów?
ZFM: Uważam, że mega wpływają! Pracując w przedszkolach od 14 lat widzę pogłębiający się u dzieci problem związany z brakiem rozwoju wyobraźni i oparcia się na własnej wyobraźni. A w okresie chodzenia do przedszkola ta wyobraźnia to jest absolutnie podstawowe narzędzie, którym my poznajemy świat. Bo my poznajemy jakiś fragment, a resztę sobie dowyobrażamy, dopisujemy. A przez to, że mamy tak bardzo dużo rzeczy danych – przedmiotów, zabawek, pomocy – dzieci są przebodźcowane i wyobraźnia, którą każde dziecko ma ogromną, nie jest rozwijana. I słuchowisko daje taką możliwość, że ja z jednej strony słucham tego, co się dzieje, a z drugiej strony naprawdę widzę to przed oczami, widzę oczami swojej wyobraźni, która się wtedy ogromnie ożywia. Bardzo lubię taki moment, gdy w trzylatkach robimy warsztaty na podstawie pierwszego Słonika i na koniec mówię: „Zobaczcie, to był dosyć ciężki dzień dla Słonika. Tego dnia z przedszkola odebrała go mama. A Hipcia, kto odebrał?” I oni w ogóle bez cienia wątpliwości mówią: „Tata. A małpkę babcia!” – i wiedzą kto odebrał każde zwierzątko, mimo że tego w ogóle nie ma w bajce! Nie jest tak, że oni się zastanawiają: „Hmm, to co my mamy teraz powiedzieć? O tym przecież nic nie było…”. Oni to wiedzą, bo już sobie to wszystko wyobrazili, widzą tę szatnię, widzą cały horyzont i nie mają cienia wątpliwości, co się tam wydarzyło. I to jest super, bo pokazuje, jak jedna krótka historia, jakiś jej urywek, rysuje dzieciom cały świat dookoła. Rola słuchowiska jest właśnie taka. Żeby nauczyć dzieci aktywnie słuchać, musimy je jakby poprzeć w tym, co one sobie wyobraziły, żeby poszły za emocjami, które zostały im pokazane i na tej podstawie wyobraziły sobie cały świat naokoło. My jako rodzice mamy czasem takie złe przyzwyczajenia: moje dziecko słucha, to jeszcze dam mu kartkę, żeby sobie porysowało, albo książeczkę, to mu zajmiemy ręce, żeby ono już na pewno przez chwilę się skoncentrowało. A właśnie nie! My je mamy „przyczepić” do tego słuchania, żeby miało przestrzeń do wyobrażania sobie – ono słucha, często z otwartą buzią, potrzebuje tylko miejsca, gdzie wbije wzrok, właśnie po to, żeby się nie przebodźcowywać i żeby wyobraźnia sama mogła pracować. Narysować jeszcze zdąży… (śmiech).
TM: Super jest to, co mówisz o pracy dziecięcej wyobraźni. Tak sobie myślę, że na to, w jaki sposób dzieci wyobrażają sobie treści z słuchowiska wpływ może mieć też muzyka. Są takie słuchowiska, które pamięta się przez całe życie. Mnie wciąż chodzą po głowie jakieś piosenki z „Calineczki” czy „Senna kołysanka” z „Lata muminków” śpiewana przez Krystynę Prońko. Do tej ostatniej płyty chętnie wracam do tej pory, nie tak dawno puszczałam ją swoim dzieciom. Ty po raz kolejny zaprosiłaś do współpracy Filipa Dregera, który skomponował muzykę do Słonika. Natalia Fijewska-Zdanowska napisała teksty piosenek do Twoich opowiadań. Piosenki zaśpiwała druga Twoja siostra, Agata Kołodziejczyk. Całość wyreżyserował Jarosław Boberek… To nie są przypadkowe osoby…
ZFM: To prawda, Filip niesamowicie czuje dziecięcy świat, jeśli chodzi o muzykę. Nie wiem, na czym to polega i jak on to robi, ale tak jest. Pamiętam, jak kiedyś zadzwoniła do mnie mama jednej dziewczynki z przedszkola, która jakoś przypadkiem dostała Bolusia*. I powiedziała, że jej córka ma ogromny, zdrowotny, problem z słuchaniem, z koncentracją, a płyta o Bolusiu jest pierwszą, której wysłuchała w całości i jest w stanie powtórzyć tę opowieść, a zwłaszcza piosenki. Autorem muzyki do Boluia też był Filip. Ta mama była bardzo wdzięczna. Filip rzeczywiście ma coś takiego, że jego piosenki siedzą w człowieku, jak się je raz usłyszy. Człowiek, nawet duży, po prostu chodzi i nuci. Poruszają w nas jakąś taka dziecięcą część nas samych (śmiech). Więc ja ani przez chwilę nie miałam wątpliwości, że i tym razem powinnam powierzyć Filipowi napisanie muzyki. Teksty piosenek z kolei napisała Natalia, bo zależało mi, żeby to było na wysokim poziomie artystycznym. Sama nie podjęłabym się napisania tekstów piosnek, a ona to robi genialnie. Po pierwszym Słoniku wiedziałam też już, że chciałabym kontynuować współpracę z Jarkiem Boberkiem, bo on ma chyba podobne do mojego myślenie o kontakcie z dziećmi – bezpośrednie, ale zarazem traktuje dzieci poważnie, co jest mi bardzo bliskie. A poza tym, jak wiadomo, jest najlepszym specjalistą od dubbingu i nikt tak, jak on, nie potrafi poprowadzić postaci – żeby głos się zgadzał, żeby wszystko było dobrze słyszalne, więc mimo że go na tej płycie nie słychać, to on za tym wszystkim bardzo stoi. To jest jego duża i bardzo dobra praca.
TM: Część realizatorów będzie można spotkać 29 marca, podczas DNI TEATRU DLA DZIECI W TEATRZE MŁYN, kiedy to odbędzie się teatralna premiera słuchowiska „SŁONIK I JEGO PRZYJACIELE Z PRZEDSZKOLA” Opowiesz trochę o tym wydarzeniu?
ZFM: Tak, myślimy o tym wydarzeniu – na które już teraz serdecznie zapraszamy – w taki sposób, żeby to było rzeczywiście spotkanie z teatrem słuchanym. Żeby to był taki moment, kiedy rodzice z dziećmi przyjdą, usiądą w przestrzeni teatralnej i faktycznie po prostu posłuchają i zaczną sobie wyobrażać świat, który słyszą. Chcemy podzielić się naszym, niemałym już, doświadczeniem w tej dziedzinie, bo warsztaty na podstawie pierwszego Słonika Fundacja Artystyczna Młyn przeprowadziła już w 60 grupach przedszkolnych. Chcemy pokazać rodzicom, jak wesprzeć dzieci w słuchaniu, nie przebodźcowując ich dodatkowo. O emocjach, które budzi w nas słuchanie i słuchowisko chcemy sobie pogadać w takiej trochę rodzinnej atmosferze. Razem z dziećmi będą słuchać też realizatorzy, będzie Jarek Boberek, moja siostra Agata będzie śpiewała na żywo, może wspólnie nauczymy się piosenki, może potańczymy, może porysujemy, kto będzie miał ochotę. W każdym razie chcemy się zatrzymać w teatrze na słuchanie i pójść za naszą wyobraźnią.
TM: Wspomniałaś, że do słuchowisk realizujecie też warsztaty. Czy to znaczy, że można Was zaprosić np. do przedszkola z słuchowiskiem?
ZFM: Jak najbardziej. Warsztaty do słuchowiska JAK SŁONIK POLUBIŁ CHODZENIE DO PRZEDSZKOLA są warsztatami, które wspierają dzieci w adaptacji przedszkolnej. Warsztaty SŁONIK I JEGO PRZYJACIELE Z PRZEDSZKOLA są bardziej teatralne, oparte właśnie o wyobraźnię. Zapraszajcie, przyjedziemy!
TM: Będziemy zapraszać na pewno! Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Agata Madaj
Fot.: Rafał Latoszek
*dwa pierwsze słuchowiska Fundacji Artystycznej Młyn miały tytuł „Boluś i jeż” oraz „Boluś, Asia i dinozaur” – przypis TM